piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 3 - stażysta.

- Skarbie, wiem naprawdę - mruknęła Kate - nie zgwałci mnie żaden przypadkowy mężczyzna - dodała podkreślając słowo przypadkowy.
- To nie jest śmieszne! Jesteś nieodpowiedzialna, impulsywna i przy Zac'u nieobliczalna! - zaczęłam jej wytykać - poza tym dlaczego dałaś nacisk na słowo przypadkowy? Czy wy coś... no wiesz... planujecie? - spytałam zawstydzona.
 Nigdy nie lubiłam mówić o takich tematach. Po prostu się wstydziłam. A Kate wiedziała o tym najlepiej, zapewne przez to Zac też. Czy byłam zazdrosna? Pff, jasne, ale byłam też szczęśliwa, że jakiś chłopak był na tyle mądry, żeby zainteresować się moją przyjaciółką. Cieszyłam się, że ona się cieszy. Tak naprawdę ulżyło mi, bo jej chłopak na początku wysyłał mi jakieś sygnały, bynajmniej tak mi się zdawało, ale okazało się, że chciał wzbudzić zazdrość mojej towarzyszki. W sumie to nawet słodkie. 
- Halooo, Meggy, jesteś tam, czy już zapadłaś się pod ziemię? Słuchasz mnie w ogóle? - zakpiła.
- Ha ha ha - zaśmiałam się ironicznie - Przepraszam, zamyśliłam się, powtórz co mówiłaś - powiedziałam niby przepraszającym tonem. Tak naprawdę nie chciałem poznawać jej intymnych sekretów, które no... wydawały mi się zbyt intymnymi sekretami, ale jakby miała zrobić coś głupiego chciałam o tym wiedzieć, dlatego nie mogłam uciec od problemu. 
- Nie, nic nie planujemy - powiedziała - bynajmniej ja nie, ale wiesz jaki mój Romeo jest spontaniczny, ale obiecuję, że powiem ci zanim do czegokolwiek dojdzie, mamo - znowu zakpiła.
- Ech, no, skoro tak, to jedyne co mi jeszcze zostało to życzyć ci miłego wyjazdu... Uważaj na siebie Kate. Pamiętaj, codziennie dzwoń, sms-uj, e-mailuj, cokolwiek. Zapisałam ci mój numer telefony, e-mail i adres. Na wszelki wypadek. Nazwałam ci też mój kontakt "TU DZWONIĆ W RAZIE WYPADKU", ale lepiej, żeby nikt obcy go nie użył - rozczuliłam się. Naprawdę kochałam Kate jak młodszą siostrę, choć w sumie nie byłyśmy rodziną. A no i byłyśmy w równym wieku, ba! nawet w jednej klasie, ale chyba jednak rozumem byłam starsza, dojrzalsza.
Kate się roześmiała, dopiero teraz zobaczyłam, że Zac stanął obok niej. Wyglądali uroczo. Opiekun wymiany już liczył uczestników dlatego ostatni raz przytuliłam Kate, powiedziałam "cześć" Zac'owi i pojechali. 
  Poczułam ściśnięcie w żołądku. Pojechała. Puściłam ją. Czemu nie pojechałam na tą przeklętą wymianę? Zrobi coś głupiego. Ona zawsze robi coś głupiego. Czułam się bardzo samotna, zagubiona. Nie słyszałam śmiechu Kate. Wzięłam deskorolkę i pojechałam do domu po plecak. "Trzeba iść do szkoły i jakoś przeżyć te 6 miesięcy..." - pomyślałam jadąc przez budzące się miasto. "Moje miasto. Moje New Abrahama." - pomyślałam dostając dawki optymizmu. 
                                                                  ***
Lekcje dało się przeżyć. Starałam się uczyć dobrze. Nie, nie, nie źle. LUBIŁAM się uczyć dobrze. Lubiłam być chwalona przez nauczycieli i mamę. Czułam sama do siebie respekt, że potrafię zdobyć respekt innych. Gorzej było potem. Wróciłam do domu. Jak zwykle obejrzałam pocztę i ze zdziwieniem zorientowałam się, że przyjęli mnie jako stażystkę w kinie. "O, nie" - pomyślałam. Większość nastolatek by się ucieszyło. Wiadomo, popcorn i cola za darmo, ale nie ja. Złożyłam podania do miliona innych instytucji, organizacji... WSZYSTKIEGO! A przyjęli mnie do kina... Eh, no cóż. W liście napisali mi, że powinnam się zgłosić jutro o czwartej w budynku i jakiś inny stażysta mnie powinien oprowadzić. Nie wiem, jak wytrzymam tam pół roku. "Super, kiedy moja najlepsza przyjaciółka baluje w Hiszpanii, ja będę na stażu" - pomyślałam. "Odrobię lekcje i jakoś dam radę. Kiedy skończę zadzwonię do Kathy... Albo nie! Obiecałam, że nie będę jej niańczyć! Ona obiecała, że nie zrobi nic głupiego... " - westchnęłam, wzięłam mandarynki i ruszyłam przygotować się do szkoły. Może to głupio zabrzmi, bo to ja jestem "ta odpowiedzialna" w naszej przyjaźni, ale stwierdziłam, że to dzięki Kate tak jest... To ona dawała mi powody do bycia sumienną, bo kto inny miał by taki być? Ale rola "mamuśki" jak to moja przyjaciółka nazywała jak najbardziej mi pasowała. Czułam się... hmm... potrzebna? To nieczęste uczucie. A teraz cały mój mini świat miał się zawalić... Hmmm... Czas ochłonąć przy matematyce. Roześmiałam się. Może ten staż w kinie wyjdzie mi na dobre? Nawet nie wiedziałam jak bardzo mogłam mieć racje...
                                                              ***
Weszłam przez drzwi z napisem "DLA PERSONELU". Ostatni raz dodałam sobie w myślach otuchy i ruszyłam w stronę magazynu, gdzie miałam się zgłosić do innego nastolatka podzielającego mój los.
- Haloooo? To ja Meggane Anderson - nowa stażystka! - krzyknęłam trochę za głośno.
- Co się tak drzesz? - mruknął męski głos.
"OBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻE" - pomyślałam. "Nie ma to jak pierwsze wrażenie" - mruknęłam poirytowana na samą siebie.
- Przepraszam, myślałam, że tu nikogo nie ma - powiedziałam ze skruchą.
Ponury gościu wyszedł z cienia i zmierzyłam go wzrokiem. Miał około czterdziestu lat, był przy kości, miał tygodniowy zarost, duży nos, na którym było mnóstwo piegów i oczywiście rude włosy.
"To ma być mój szef?" - pomyślałam.
"Hmmm, wyobrażałam sobie go w stylu drwala, ale takiego awww drwala" - dodałam w myślach i ledwo powstrzymałam się od chichotu.
- A jednak byłem. Nie, denerwuj się, będę twoim zmartwieniem przez następne pół roku, może nawet dłużej, jeżeli na to zasłużysz - zakpił i mrugnął do mnie.
"Może jednak, nie jest taki zły?" - stwierdziłam.
- Z tego co zrozumiałam z listu, który dostałam ktoś miał mi pokazać co i jak, gdzie co jest i ogółem sprawy organizacyjne - rzuciłam, od razu bardziej rozluźniona.
- Achh, tak świeżaczki zawsze są oprowadzane. Na ciebie wypadł Luki. Jestem pewny, że się polubicie - powiedział ironicznie i ostatni raz zlustrował mnie wzrokiem zatrzymując się na okolicy bioder i nóg. - A i skarbie, załóż mundurek, który wisi na wieszaku z twoimi danymi - rzucił na odchodne mój szef.
Westchnęłam. Luki? Zdrobnienie Luki kojarzyło mi się jedynie z kujonem. Oczekując na mojego przewodnika poszłam do toalety i założyłam mundurek, który składał się z czarnych spodni, białej koszulki z logiem kina "Sea" i z plakietką "Meggane Anderson, 17 lat, UCZĘ SIĘ".
Ubrana w przymały strój roboczy zobaczyłam "Luki'ego", który nie był kujonem z wieloma krostami na twarzy. To był Luke. Znałam go. Luke Flynn. Najlepszy przyjaciel chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki. Luke, który przy pierwszym spotkaniu wydarł się na mnie, bo dowiedział się, że jego najlepszy kumpel jedzie na wymianę z moją Kathy, której tak bardzo nie lubił.
- Cześć - powiedziałam, tym razem cicho.
- Ehh, to ciebie mam oprowadzić i wszystko pokazać? - zapytał oschle, ignorując moje powitanie.
- Taaaaak. Jak coś to mogę iść do szefa i poprosić o zmianę przewodnika - zaproponowałam, bo stwierdziłam, że użeranie się ze sobą też nie ma dużego sensu.
- Hahaha, myślisz, że stary Duncan się na to zgodzi? Widać, że świeżyna z ciebie - powiedział bardziej przyjaźnie.
- No okej, to zaprezentuj mi to coś i powiedz co mam robić - powiedziałam.
- No dobra, to zaczynajmy - powiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
"Może ten staż nie będzie bardzo straszny?" - pomyślałam uśmiechając się.
_____________________________________________________
Hje, dzisiaj bardziej słodko. Ale nie dajcie zwieść się pozorom, bo Megg nie jest taka urocza i uczuciowa, ale dzisiaj miała trudny dzień :D
Zresztą Luke też nie jest taki przyjacielski, co wiecie, no ale już się zamykam.
Wiem, że miał być rozdział dawno, ale nie miałam czasu przez szkołę. Ale obiecuję, że podczas przerwy świątecznej nadrobię zaległości!!!
A i dodałam też post z perspektywy Kate, której i tak jest dużo w tym rozdziale, ale trudno XD Potem będzie się pojawiała sporadycznie :/// Ale będzie git!
Oki POST TUTAJ .
Oki to do następnego posta! :D

poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 2 - Wyjazd (perspektywa Luke'a).

Rozległ się dźwięk budzika.
- Ja pierniczę! - krzyknąłem waląc ręką w tą przeklętą maszynę.
Spojrzałem na tarczę. 
- I tak jesteś spóźniony - rozległ się dobrze znany mi głos.
- Ile?! Ej skąd ty się tu wziąłeś?! - krzyknąłem zdumiony.
- Grace mnie wpuściła - stwierdził, jakby to było normalne mój przyjaciel.
- Ile razy mówiłem ci żebyś nie mówił do mojej ciotki po imieniu?! - krzyknąłem zbulwersowany.
- Spoko. Luke, lepiej się ubierz, bo za 15 minut mamy  autobus - rzucił Zac i zaczął czytać "Wichrowe wzgórza".
- Czemu czytasz to badziewie? - spytałem.
- Bo chcę zaliczyć przedmiot? Poza tym jak dostanę kolejną jedynkę z angielskiego ojciec powiedział, że mogę się pożegnać z Kate - powiedział Zac wracając do lektury.
- Echh, cały czas nawijasz o tej lasce - westchnąłem i zacząłem się ubierać - ej, w sumie to trochę przerażające, że widziałeś mnie w samych bokserkach, kiedy spałem - powiedziałem na rozluźnienie atmosfery.
- Ta, masz racje twój brak kaloryfera jest mega pociągający - zaśmiał się Zac - w sumie ta książka Bronte jest bardziej interesująca. Ej wiedziałeś, że się ślinisz przez sen? - zadrwił mój kumpel.
- Spadaj idioto - zażartowałem - tylko to nie ja usługuję jak pies dziewczynie, która ma na nazwisko Holmes - zakpiłem szykując się na awanturę.
- Nie obrażaj Kate! - krzyknął Zac.
- Dobra nie bulwersuj się tak kochasiu, lepiej spakuj mi plecak, bo ja idę coś zjeść - powiedziałem wychodząc z pokoju.
Zac coś tam burknął, ale zaczął szykować moje przybory do szkoły. Ciotki już nie było przez co odetchnąłem z ulgą, bo miałem dość jej kazań. Pomyślałem o matce, która baluje sobie gdzieś w Szwecji, mając mnie w dupie. Ojca nie pamiętam, wiem tyle, że zginął w jakieś katastrofie lotniczej. Ciotka niewiele o nim mówiła, ale rozumiałem ją, bo to był jej brat. Wiadomo - żałoba i te sprawy...
- Ej może byśmy dzisiaj poszli do "Alaski"? - krzyknął mój kumpel z mojego pokoju.
"Dziwne" - pomyślałem.
- Stary, co brałeś? Przed chwilą mówiłeś, że czytasz jakiś szajs, bo stary zabroni ci się widzieć z Holmes. A teraz chcesz iść do największego klubu w mieście...Skąd ta zmiana? - spytałem wchodząc do sypialni.
Mój przyjaciel głęboko odetchnął i przełknął głośno ślinę.
"Coś go męczy" - pomyślałem. "Dobrze go znam... chce pogadać, ale nie będę nalegał, to tylko pogorszy sytuację.".
- No jak chcesz... dawno nie byliśmy razem na wagarach - stwierdziłem, jakbym nic nie zauważył.
Ubrałem kurtkę, wziąłem telefon do kieszeni, wziąłem plecak, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń i ruszyłem do drzwi.
- Chodź szybko nie mam całego dnia - pospieszyłem go.
- Idę, luz - zbył mnie.
"Coś jest na rzeczy. Zac nigdy nie przepuszcza okazji do zjechania mnie czy zakpienia ze mnie...". Doszedłem do wniosku, że układa sobie w głowie przemowę. Mam nadzieję, że u niego w domu wszystko w porządku... Rodzice Zac'a dużo pracowali i on sam musiał zajmować się młodszym rodzeństwem: Alice i Christopher'em - bliźniakami. Z czego Chris miał białaczkę. "Tylko nie Chris, tylko nie Chris, tylko nie Chris" - powtarzałem w myślach jak mantrę.
- A co tam u młodych? - spytałem niby niewinnie.
- E tam, jak zawsze Alice ma nowego chłopaka Jeff'a, a Chris dobrzeje po operacji - stwierdził.
- Jesteś z kimś umówiony w "Alasce"? - spytałem, żeby nie stracić kontaktu wzrokowego.
- Nie, ale zapewne będzie tam Em - odpowiedział mój kumpel.
- Masz jeszcze kontakt z Emily? I nic mi nie mówisz?! - spytałem krzykiem.
- Ta, jakoś niedawno jak byłem z Kate w pubie ją spotkałem... Mówiła, że często bywa w "Alasce". - opowiedział.
Emily to jego była (szczerze mówiąc niezła laska). Latał za nią jak porąbany przez 1,5 roku, a po zmianie szkoły ich drogi się rozeszły.
- Kate nie była zazdrosna? - spytałem zdziwiony - myślałem, że robi ci niezłe awantury o inne dziewczyny - powiedziałem.
- W sumie powiedziałem jej, że Em to tylko koleżanka ze starej szkoły, a ona w to uwierzyła. Nie mam ochoty na kolejny wybuch zazdrości - zaśmiał się Zac.
Weszliśmy do klubu. Zacząłem szukać znajomej twarzy Emily, ale nie mogłem znaleźć jej fioletowych loków.
- Stary, jestem spłukany. Musisz być moim sponsorem - powiedziałem.
- Spoko, ostatnio dostałem wypłatę i dodatkową kasę za nadgodziny - pochwalił się.
- Eh, nie wiem czemu pracujesz w tej restauracji? Za grosze! - powiedziałem zbyt głośno.
- Jestem przywiązany do tamtego miejsca. A poza tym bycie kelnerem nie jest takie złe. Poza tym... - przerwał.
- Tak, tak, wszyscy wiemy, że tam poznałeś miłość swojego życia Kate Holmes - powiedziałem.
Zac spojrzał na mnie kpiąco. Nagle jakaś dziewczyna rzuciła się na jego kolana.
- Hej, Kate - powiedział Zac.
Wstałem i poszedłem zapalić.
"Mam dość tej dziewczyny. Mówił, że na nikogo nie czeka. Tsa... Ta Kate jest wszędzie. Kiedy ostatnio z nim w coś grałem?! Jakie to szczęście, że nie chodzimy z nią do klasy!" - pomyślałem.
Usłyszałem kroki.
- Zac, odpuść sobie. Cały czas gadasz o swojej dziewczynie. Wiem nawet jaki ma rozmiar buta! Serio, nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia i przeprosiny... - wydusiłem jednym tchem.
"Moment, Zac by mi coś odpowiedział, przerwał, zaprzeczył!" - pomyślałem i gwałtownie się obróciłem.
To nie był Zac. To była dziewczyna. Ładna dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna z kolorowymi włosami. Jeżeli kolorowe oznacza białe. I nie była to Emily. To była Megg. Nie wiedziałem skąd ją kojarzę. A no tak to przyjaciółeczka Kate... Kate to przez nią tracę najlepszego przyjaciela.
- Sorry. Myślałem, że to Zac - powiedziałem bezmyślnie.
"Wcale się nie domyśliła, idioto!" - przeklnąłem samego siebie.
- A ja nie wiedziałem, że tu jesteś. Mogę go zawołać, jeśli chcesz... - zaproponowała.
- Nie! To znaczy... nie chcę patrzeć ani na niego, ani na twarz twojej koleżanki, ani nawet na ciebie - powiedziałem.
- Aha - powiedziała i poszła.
Po wypaleniu papierosa siedziałem jeszcze pół godziny w palarni. Kiedy wróciłem licząc na to, że mój kumpel i jego dziewczyna wraz z jej koleżaneczką. Oczywiście siedzieli na miejscu żartując. Megg siedziała i piła koktajl. Natomiast gołąbeczki piły piwo i na zmianę się całowały. Pierwsza dostrzegła mnie Meggane. Rzuciła tylko pytające spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Usiadłem na pustym krześle. Widać było, że Kate była zawstydzona, a Zac wkurwiony.
- Przeszedł ci okres, słonko? - zapytał zirytowany.
- Nie, kochanie - odpowiedziałem spokojnie.
Meggane wybuchła śmiechem.
- Przepraszam, przepraszam - powiedziała nadal się śmiejąc.
- Co cię rozśmieszyło? - spytał Zac.
- To jej nowy chłopak z nią pisze - pochwaliła się Kate swoją przyjaciółką.
Megg się zaczerwieniła co nawet spoko komponowało się z jej białymi włosami i mocnym makijażem.
- Stary, wyjeżdżam na wymianę - wypalił Zac.
- Co?! - krzyknąłem.
Megg wybałuszyła oczy.
Wiedziałem, że pan Gregory - nauczyciel hiszpańskiego organizuje wymianę do Hiszpanii, ale byłem pewny, że Zac nawet o tym nie myśli. Wiedziałem, że to wina jego dziewczyny.
- No, jadę z Kate do Hiszpanii na wymianę. Nie będzie mnie pół roku. Dasz sobie radę budzić się sam - powiedział próbując żartować.
- A ok - powiedziałem.
Zac wywrócił oczami.
- Bawcie się dobrze - rzuciłem gwałtownie wstając i wyszedłem z klubu. Usłyszałem, że Megg też wyszła i była tak samo wkurwiona jak ja.
"Rzygam tą miłością" - pomyślałem i zapaliłem papierosa.
_____________________________________________________________________
Przepraszam za brak rozdziału, ale nie miałam na nie podobał mi się w jego pierwotnej wersji i musiałam wiele poprawiać, zmieniać, etc. Ale chyba jest spoczi. No i teraz zapraszam również na ask'a bloga, który będzie już aktywny. Na ask'u będą się pojawiały krótkie opowiadania z wycieczki Zac'a i Kate. > !KLIK! ASK BLOGA!
Opowiadania będą pojawiać się nie za często i będę informowała o tym na blogu!
Następny rozdział nie wiem kiedy... Postaram się na weekend najpóźniej, ale nie wiem jak to wyjdzie, bo jest w rozsypce.
Zapraszam na mojego ask'a > !KLIK! MÓJ ASK!
I do przeczytania, bajooooo! :*

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 1 - Początek (perspektywa Megg).

                                                    11 lat wcześniej
- Mamo! - krzyknęłam radośnie z mojego pokoju.
- Tak? - odkrzyknęła mama z kuchni.
- Zobacz co zbudowałam z domina! - powiedziałam dumna ze swojej budowli.
Mama weszła po schodach do mojego pokoju.
- Dziecko, mówiłam ci. Nie zajmuj się rzeczami niestałymi. One nie są ważne. Skup się na rzeczach istotnych, pożytecznych - powiedziała "gorsza" wersja mojej mamy burząc moje dzieło.
  Nie rozumiem jej... Inne dzieci (z tego co widziałam z okna) miały lalki, samochodziki, bawiły się na podwórku. Ja miałam tylko: domino, puzzle, książki, podręczniki do zadań ścisłych i Czesia. Czesio to pluszak, którego dostałam od taty. Nie jest on słodziutki. Przypomina trochę Mike'a z "Potwóry i spółka". Różnic jest wiele, np.: Mike był ładny. Mój zielony pluszak był dziwny, dla niektórych nawet straszny. Moja przyjaciółka Klara (która co dziwne była u mnie ostatnio pół roku temu) kazała mi go chować, kiedy do mnie przychodziła. Mówiła, że Czesiek się na nią dziwnie patrzy...
  Zawsze się o nią za to troszkę obrażałam, bo bardzo się z nim zżyłam. Podobno mówiłam do niego w nocy. Przez co moja mama chciała go spalić (nie wyrzucić, spalić!). Ale się nie dawałam! Ostatnio, kiedy mama chciała go wziąć, po dokładnie 3 sekundach wrócił do mnie jakby znikąd... Mama tłumaczyła, że nim rzuciła, gdy zobaczyła moją smętną minę. Ale coś mi nie grało... Zawsze jak spotykała mnie dziwna sytuacja mama się spinała i szukała jakiejś wymówki. Potem odwracała uwagę i nakazywała mi coś robić, np.: posprzątać czysty pokój, nakryć do stołu czy iść zjeść obiad.
  Inną sprawą są moje rubinowe oczy, mama nieraz zmuszała mnie do noszenia soczewek, ale jestem jedną z tych osób, które ich nosić nie mogą. Wiele dzieci w szkole przezywało mnie wampirem. Po wielu złych słowach zdenerwowałam się i założyłam sztuczne kły udając stwora, którego się bały. Pani dyrektor chyba też się wystraszyła, ponieważ musiałam zmienić szkołę. Mama wtedy powiedziała: "Meggane Anderson zawiodłam się na tobie" i nie odzywała się do mnie. Żadne tłumaczenia nie dawały rady. Nie lubiłam TEJ mamy. Kochałam inną wersję mamy... Brała mnie wtedy na naleśniki do baru niedaleko naszego domu i żartowała. Później szłyśmy do kina, teatru, na plac zabaw. Wracałyśmy kiedy zaczęło się coś dziwnego dziać wokół.
  Pewnego dnia miałam sen:
spotkałam na cmentarzu mojego tatę, który miał szmaragdowe oczy. Kiedy go o to zapytałam powiedział, że to dar rodu Anderson. Zaczął mówić coś o rasach, rodach, mocach, ale go nie słuchałam. Patrzyłam się na trzy nietoperze siedzące na drzewie, gdyż mój sen dział się w nocy.
 Po obudzeniu się opowiedziałam ten sen mojej mamie, która powiedziała, że naoglądałam się za dużo Marvela i "Zmierzchu"... Później do końca dnia wykonała serię dziwnych telefonów, gdzie wyrwałam słowa typu "on powróci", "nawiedza ją w snach", "ród", "moce", "rasa nieznana".
                                Koniec rozdziału pierwszego.
__________________________________________________________        
Pierwszy rozdział już za mną. Jest on z perspektywy 6-o letniej Megg, więc starałam się pisać jak małe, ale inteligentne dziecko, nie wiem jaki jest efekt. Wiem, że nie był on jakiś długi, ale te rozdziały z przeszłości takie będą. Następny rozdział już z perspektywy Luke'a. Pojawi się on jutro/za dwa dni, bo muszę go jeszcze dopracować, bo nie jestem z niego zadowolona.
Jednak będzie notka z charakterystyką postaci, bo to pomoże mi bardzo w jednym z rozdziałów. XD
Jest ask bloga > !KLIK! ASK BLOGA! na tym ask'u będzie się pojawiały historie bohaterów pobocznych, ale to dopiero od przyszłych rozdziałów, bo musi nastąpić pewne wydarzenie XD
SZUKAM BETY!SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY!
Zapraszam na mojego drugiego bloga > !KLIK! DRUGI BLOG!
Zapraszam również na mojego ask'a > !KLIK! ASK!
Opowiadanie jest również na wattpadzie > !KLIK! WATTPAD!
I to tyle! Do za niedługo!      

piątek, 13 listopada 2015

Prolog - Powrót (perspektwa Megg)

  Jestem Meggane Anderson. Mam 17 lat i rubinowe oczy, ale zapewne już Was to nie interesuje, bo zdradziłam swoje nazwisko. Tak, A-N-D-E-R-S-O-N. Córka TEGO Mr. A.
  Lubię kwiaty... Jestem z nimi silnie związana, ale z PRAWIE wszystkimi! Tylko nie ze stokrotkami... "Tylko nie stokrotki" - podobno te TRZY słowa wypowiedziała moja matka, jak w transie tuż po moim urodzeniu. Lekarze przymknęli na to oko, ale nie mój ojciec, który TRZY dni później zniknął w "nie wyjaśnionych okolicznościach"...
  "[...] TRZY dni później..." - nie zwróciliście pewnie na te TRZY słowa większej uwagi. Aczkolwiek liczba TRZY nie przypadkowo będzie się pojawiała w tej opowieści.
  Pamiętajcie w tej opowieści WSZYSTKO  jest zaplanowane! WSZYSTKO bez wyjątku... Wstęp do tego opowiadania mógł być dziwny, dla niektórych nawet straszny. Ta historia nie będzie drastyczna czy krwista. Będzie prawdziwa. Najbardziej jak to możliwe by historia jak z niezłej książki była prawdziwa...
_______________________!PRZECZYTAJ NOTKĘ!_____________________________________
Ahoj!
Jestem Raven i piszę opowiadanie "Tylko nie stokrotki" (co wiecie).
Mój ask --------->!KLIK! MÓJ ASK.FM!
Ask bloga ----->!KLIK! ASK.FM bloga!
Ale informacyjnie: rozdziały będą się pojawiać w odstępie siedmiu dni (nie trzech, hihi). Prolog jest mega króciutki, (zgodnie z planem) ale rozdziały będą dłuższe (będziecie narzekać na długość XD). Nie będzie zdjęć (wiem, na ask'u bloga jest zdjęcie, ale to tylko dlatego, że ładnie wygląda XD). Warto wspomnieć, że historia jest całkowicie FIKCYJNA. Perspektywy będą na zmianę, dwie: głównej bohaterki (Megg) i głównego bohatera (Luke'a) i następny rozdział też będzie z perspektywy Meggane, bo już go napisałam :'). I czasami będą one sprzed 10 lat. Następny rozdział jutro/za dwa dni.
Do przeczytania! Pa!