poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 2 - Wyjazd (perspektywa Luke'a).

Rozległ się dźwięk budzika.
- Ja pierniczę! - krzyknąłem waląc ręką w tą przeklętą maszynę.
Spojrzałem na tarczę. 
- I tak jesteś spóźniony - rozległ się dobrze znany mi głos.
- Ile?! Ej skąd ty się tu wziąłeś?! - krzyknąłem zdumiony.
- Grace mnie wpuściła - stwierdził, jakby to było normalne mój przyjaciel.
- Ile razy mówiłem ci żebyś nie mówił do mojej ciotki po imieniu?! - krzyknąłem zbulwersowany.
- Spoko. Luke, lepiej się ubierz, bo za 15 minut mamy  autobus - rzucił Zac i zaczął czytać "Wichrowe wzgórza".
- Czemu czytasz to badziewie? - spytałem.
- Bo chcę zaliczyć przedmiot? Poza tym jak dostanę kolejną jedynkę z angielskiego ojciec powiedział, że mogę się pożegnać z Kate - powiedział Zac wracając do lektury.
- Echh, cały czas nawijasz o tej lasce - westchnąłem i zacząłem się ubierać - ej, w sumie to trochę przerażające, że widziałeś mnie w samych bokserkach, kiedy spałem - powiedziałem na rozluźnienie atmosfery.
- Ta, masz racje twój brak kaloryfera jest mega pociągający - zaśmiał się Zac - w sumie ta książka Bronte jest bardziej interesująca. Ej wiedziałeś, że się ślinisz przez sen? - zadrwił mój kumpel.
- Spadaj idioto - zażartowałem - tylko to nie ja usługuję jak pies dziewczynie, która ma na nazwisko Holmes - zakpiłem szykując się na awanturę.
- Nie obrażaj Kate! - krzyknął Zac.
- Dobra nie bulwersuj się tak kochasiu, lepiej spakuj mi plecak, bo ja idę coś zjeść - powiedziałem wychodząc z pokoju.
Zac coś tam burknął, ale zaczął szykować moje przybory do szkoły. Ciotki już nie było przez co odetchnąłem z ulgą, bo miałem dość jej kazań. Pomyślałem o matce, która baluje sobie gdzieś w Szwecji, mając mnie w dupie. Ojca nie pamiętam, wiem tyle, że zginął w jakieś katastrofie lotniczej. Ciotka niewiele o nim mówiła, ale rozumiałem ją, bo to był jej brat. Wiadomo - żałoba i te sprawy...
- Ej może byśmy dzisiaj poszli do "Alaski"? - krzyknął mój kumpel z mojego pokoju.
"Dziwne" - pomyślałem.
- Stary, co brałeś? Przed chwilą mówiłeś, że czytasz jakiś szajs, bo stary zabroni ci się widzieć z Holmes. A teraz chcesz iść do największego klubu w mieście...Skąd ta zmiana? - spytałem wchodząc do sypialni.
Mój przyjaciel głęboko odetchnął i przełknął głośno ślinę.
"Coś go męczy" - pomyślałem. "Dobrze go znam... chce pogadać, ale nie będę nalegał, to tylko pogorszy sytuację.".
- No jak chcesz... dawno nie byliśmy razem na wagarach - stwierdziłem, jakbym nic nie zauważył.
Ubrałem kurtkę, wziąłem telefon do kieszeni, wziąłem plecak, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń i ruszyłem do drzwi.
- Chodź szybko nie mam całego dnia - pospieszyłem go.
- Idę, luz - zbył mnie.
"Coś jest na rzeczy. Zac nigdy nie przepuszcza okazji do zjechania mnie czy zakpienia ze mnie...". Doszedłem do wniosku, że układa sobie w głowie przemowę. Mam nadzieję, że u niego w domu wszystko w porządku... Rodzice Zac'a dużo pracowali i on sam musiał zajmować się młodszym rodzeństwem: Alice i Christopher'em - bliźniakami. Z czego Chris miał białaczkę. "Tylko nie Chris, tylko nie Chris, tylko nie Chris" - powtarzałem w myślach jak mantrę.
- A co tam u młodych? - spytałem niby niewinnie.
- E tam, jak zawsze Alice ma nowego chłopaka Jeff'a, a Chris dobrzeje po operacji - stwierdził.
- Jesteś z kimś umówiony w "Alasce"? - spytałem, żeby nie stracić kontaktu wzrokowego.
- Nie, ale zapewne będzie tam Em - odpowiedział mój kumpel.
- Masz jeszcze kontakt z Emily? I nic mi nie mówisz?! - spytałem krzykiem.
- Ta, jakoś niedawno jak byłem z Kate w pubie ją spotkałem... Mówiła, że często bywa w "Alasce". - opowiedział.
Emily to jego była (szczerze mówiąc niezła laska). Latał za nią jak porąbany przez 1,5 roku, a po zmianie szkoły ich drogi się rozeszły.
- Kate nie była zazdrosna? - spytałem zdziwiony - myślałem, że robi ci niezłe awantury o inne dziewczyny - powiedziałem.
- W sumie powiedziałem jej, że Em to tylko koleżanka ze starej szkoły, a ona w to uwierzyła. Nie mam ochoty na kolejny wybuch zazdrości - zaśmiał się Zac.
Weszliśmy do klubu. Zacząłem szukać znajomej twarzy Emily, ale nie mogłem znaleźć jej fioletowych loków.
- Stary, jestem spłukany. Musisz być moim sponsorem - powiedziałem.
- Spoko, ostatnio dostałem wypłatę i dodatkową kasę za nadgodziny - pochwalił się.
- Eh, nie wiem czemu pracujesz w tej restauracji? Za grosze! - powiedziałem zbyt głośno.
- Jestem przywiązany do tamtego miejsca. A poza tym bycie kelnerem nie jest takie złe. Poza tym... - przerwał.
- Tak, tak, wszyscy wiemy, że tam poznałeś miłość swojego życia Kate Holmes - powiedziałem.
Zac spojrzał na mnie kpiąco. Nagle jakaś dziewczyna rzuciła się na jego kolana.
- Hej, Kate - powiedział Zac.
Wstałem i poszedłem zapalić.
"Mam dość tej dziewczyny. Mówił, że na nikogo nie czeka. Tsa... Ta Kate jest wszędzie. Kiedy ostatnio z nim w coś grałem?! Jakie to szczęście, że nie chodzimy z nią do klasy!" - pomyślałem.
Usłyszałem kroki.
- Zac, odpuść sobie. Cały czas gadasz o swojej dziewczynie. Wiem nawet jaki ma rozmiar buta! Serio, nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia i przeprosiny... - wydusiłem jednym tchem.
"Moment, Zac by mi coś odpowiedział, przerwał, zaprzeczył!" - pomyślałem i gwałtownie się obróciłem.
To nie był Zac. To była dziewczyna. Ładna dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna z kolorowymi włosami. Jeżeli kolorowe oznacza białe. I nie była to Emily. To była Megg. Nie wiedziałem skąd ją kojarzę. A no tak to przyjaciółeczka Kate... Kate to przez nią tracę najlepszego przyjaciela.
- Sorry. Myślałem, że to Zac - powiedziałem bezmyślnie.
"Wcale się nie domyśliła, idioto!" - przeklnąłem samego siebie.
- A ja nie wiedziałem, że tu jesteś. Mogę go zawołać, jeśli chcesz... - zaproponowała.
- Nie! To znaczy... nie chcę patrzeć ani na niego, ani na twarz twojej koleżanki, ani nawet na ciebie - powiedziałem.
- Aha - powiedziała i poszła.
Po wypaleniu papierosa siedziałem jeszcze pół godziny w palarni. Kiedy wróciłem licząc na to, że mój kumpel i jego dziewczyna wraz z jej koleżaneczką. Oczywiście siedzieli na miejscu żartując. Megg siedziała i piła koktajl. Natomiast gołąbeczki piły piwo i na zmianę się całowały. Pierwsza dostrzegła mnie Meggane. Rzuciła tylko pytające spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Usiadłem na pustym krześle. Widać było, że Kate była zawstydzona, a Zac wkurwiony.
- Przeszedł ci okres, słonko? - zapytał zirytowany.
- Nie, kochanie - odpowiedziałem spokojnie.
Meggane wybuchła śmiechem.
- Przepraszam, przepraszam - powiedziała nadal się śmiejąc.
- Co cię rozśmieszyło? - spytał Zac.
- To jej nowy chłopak z nią pisze - pochwaliła się Kate swoją przyjaciółką.
Megg się zaczerwieniła co nawet spoko komponowało się z jej białymi włosami i mocnym makijażem.
- Stary, wyjeżdżam na wymianę - wypalił Zac.
- Co?! - krzyknąłem.
Megg wybałuszyła oczy.
Wiedziałem, że pan Gregory - nauczyciel hiszpańskiego organizuje wymianę do Hiszpanii, ale byłem pewny, że Zac nawet o tym nie myśli. Wiedziałem, że to wina jego dziewczyny.
- No, jadę z Kate do Hiszpanii na wymianę. Nie będzie mnie pół roku. Dasz sobie radę budzić się sam - powiedział próbując żartować.
- A ok - powiedziałem.
Zac wywrócił oczami.
- Bawcie się dobrze - rzuciłem gwałtownie wstając i wyszedłem z klubu. Usłyszałem, że Megg też wyszła i była tak samo wkurwiona jak ja.
"Rzygam tą miłością" - pomyślałem i zapaliłem papierosa.
_____________________________________________________________________
Przepraszam za brak rozdziału, ale nie miałam na nie podobał mi się w jego pierwotnej wersji i musiałam wiele poprawiać, zmieniać, etc. Ale chyba jest spoczi. No i teraz zapraszam również na ask'a bloga, który będzie już aktywny. Na ask'u będą się pojawiały krótkie opowiadania z wycieczki Zac'a i Kate. > !KLIK! ASK BLOGA!
Opowiadania będą pojawiać się nie za często i będę informowała o tym na blogu!
Następny rozdział nie wiem kiedy... Postaram się na weekend najpóźniej, ale nie wiem jak to wyjdzie, bo jest w rozsypce.
Zapraszam na mojego ask'a > !KLIK! MÓJ ASK!
I do przeczytania, bajooooo! :*

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 1 - Początek (perspektywa Megg).

                                                    11 lat wcześniej
- Mamo! - krzyknęłam radośnie z mojego pokoju.
- Tak? - odkrzyknęła mama z kuchni.
- Zobacz co zbudowałam z domina! - powiedziałam dumna ze swojej budowli.
Mama weszła po schodach do mojego pokoju.
- Dziecko, mówiłam ci. Nie zajmuj się rzeczami niestałymi. One nie są ważne. Skup się na rzeczach istotnych, pożytecznych - powiedziała "gorsza" wersja mojej mamy burząc moje dzieło.
  Nie rozumiem jej... Inne dzieci (z tego co widziałam z okna) miały lalki, samochodziki, bawiły się na podwórku. Ja miałam tylko: domino, puzzle, książki, podręczniki do zadań ścisłych i Czesia. Czesio to pluszak, którego dostałam od taty. Nie jest on słodziutki. Przypomina trochę Mike'a z "Potwóry i spółka". Różnic jest wiele, np.: Mike był ładny. Mój zielony pluszak był dziwny, dla niektórych nawet straszny. Moja przyjaciółka Klara (która co dziwne była u mnie ostatnio pół roku temu) kazała mi go chować, kiedy do mnie przychodziła. Mówiła, że Czesiek się na nią dziwnie patrzy...
  Zawsze się o nią za to troszkę obrażałam, bo bardzo się z nim zżyłam. Podobno mówiłam do niego w nocy. Przez co moja mama chciała go spalić (nie wyrzucić, spalić!). Ale się nie dawałam! Ostatnio, kiedy mama chciała go wziąć, po dokładnie 3 sekundach wrócił do mnie jakby znikąd... Mama tłumaczyła, że nim rzuciła, gdy zobaczyła moją smętną minę. Ale coś mi nie grało... Zawsze jak spotykała mnie dziwna sytuacja mama się spinała i szukała jakiejś wymówki. Potem odwracała uwagę i nakazywała mi coś robić, np.: posprzątać czysty pokój, nakryć do stołu czy iść zjeść obiad.
  Inną sprawą są moje rubinowe oczy, mama nieraz zmuszała mnie do noszenia soczewek, ale jestem jedną z tych osób, które ich nosić nie mogą. Wiele dzieci w szkole przezywało mnie wampirem. Po wielu złych słowach zdenerwowałam się i założyłam sztuczne kły udając stwora, którego się bały. Pani dyrektor chyba też się wystraszyła, ponieważ musiałam zmienić szkołę. Mama wtedy powiedziała: "Meggane Anderson zawiodłam się na tobie" i nie odzywała się do mnie. Żadne tłumaczenia nie dawały rady. Nie lubiłam TEJ mamy. Kochałam inną wersję mamy... Brała mnie wtedy na naleśniki do baru niedaleko naszego domu i żartowała. Później szłyśmy do kina, teatru, na plac zabaw. Wracałyśmy kiedy zaczęło się coś dziwnego dziać wokół.
  Pewnego dnia miałam sen:
spotkałam na cmentarzu mojego tatę, który miał szmaragdowe oczy. Kiedy go o to zapytałam powiedział, że to dar rodu Anderson. Zaczął mówić coś o rasach, rodach, mocach, ale go nie słuchałam. Patrzyłam się na trzy nietoperze siedzące na drzewie, gdyż mój sen dział się w nocy.
 Po obudzeniu się opowiedziałam ten sen mojej mamie, która powiedziała, że naoglądałam się za dużo Marvela i "Zmierzchu"... Później do końca dnia wykonała serię dziwnych telefonów, gdzie wyrwałam słowa typu "on powróci", "nawiedza ją w snach", "ród", "moce", "rasa nieznana".
                                Koniec rozdziału pierwszego.
__________________________________________________________        
Pierwszy rozdział już za mną. Jest on z perspektywy 6-o letniej Megg, więc starałam się pisać jak małe, ale inteligentne dziecko, nie wiem jaki jest efekt. Wiem, że nie był on jakiś długi, ale te rozdziały z przeszłości takie będą. Następny rozdział już z perspektywy Luke'a. Pojawi się on jutro/za dwa dni, bo muszę go jeszcze dopracować, bo nie jestem z niego zadowolona.
Jednak będzie notka z charakterystyką postaci, bo to pomoże mi bardzo w jednym z rozdziałów. XD
Jest ask bloga > !KLIK! ASK BLOGA! na tym ask'u będzie się pojawiały historie bohaterów pobocznych, ale to dopiero od przyszłych rozdziałów, bo musi nastąpić pewne wydarzenie XD
SZUKAM BETY!SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY! SZUKAM BETY!
Zapraszam na mojego drugiego bloga > !KLIK! DRUGI BLOG!
Zapraszam również na mojego ask'a > !KLIK! ASK!
Opowiadanie jest również na wattpadzie > !KLIK! WATTPAD!
I to tyle! Do za niedługo!      

piątek, 13 listopada 2015

Prolog - Powrót (perspektwa Megg)

  Jestem Meggane Anderson. Mam 17 lat i rubinowe oczy, ale zapewne już Was to nie interesuje, bo zdradziłam swoje nazwisko. Tak, A-N-D-E-R-S-O-N. Córka TEGO Mr. A.
  Lubię kwiaty... Jestem z nimi silnie związana, ale z PRAWIE wszystkimi! Tylko nie ze stokrotkami... "Tylko nie stokrotki" - podobno te TRZY słowa wypowiedziała moja matka, jak w transie tuż po moim urodzeniu. Lekarze przymknęli na to oko, ale nie mój ojciec, który TRZY dni później zniknął w "nie wyjaśnionych okolicznościach"...
  "[...] TRZY dni później..." - nie zwróciliście pewnie na te TRZY słowa większej uwagi. Aczkolwiek liczba TRZY nie przypadkowo będzie się pojawiała w tej opowieści.
  Pamiętajcie w tej opowieści WSZYSTKO  jest zaplanowane! WSZYSTKO bez wyjątku... Wstęp do tego opowiadania mógł być dziwny, dla niektórych nawet straszny. Ta historia nie będzie drastyczna czy krwista. Będzie prawdziwa. Najbardziej jak to możliwe by historia jak z niezłej książki była prawdziwa...
_______________________!PRZECZYTAJ NOTKĘ!_____________________________________
Ahoj!
Jestem Raven i piszę opowiadanie "Tylko nie stokrotki" (co wiecie).
Mój ask --------->!KLIK! MÓJ ASK.FM!
Ask bloga ----->!KLIK! ASK.FM bloga!
Ale informacyjnie: rozdziały będą się pojawiać w odstępie siedmiu dni (nie trzech, hihi). Prolog jest mega króciutki, (zgodnie z planem) ale rozdziały będą dłuższe (będziecie narzekać na długość XD). Nie będzie zdjęć (wiem, na ask'u bloga jest zdjęcie, ale to tylko dlatego, że ładnie wygląda XD). Warto wspomnieć, że historia jest całkowicie FIKCYJNA. Perspektywy będą na zmianę, dwie: głównej bohaterki (Megg) i głównego bohatera (Luke'a) i następny rozdział też będzie z perspektywy Meggane, bo już go napisałam :'). I czasami będą one sprzed 10 lat. Następny rozdział jutro/za dwa dni.
Do przeczytania! Pa!